JEDEN ZE 182, JEDYNY TRAGICZNY |
Wpisany przez Administrator |
środa, 16 marca 2011 16:33 |
Przedstawiamy sylwetkę mjr Mieczysława Słabego. Ma on swoją uliczkę na terenie Skotnik, jest to przecznica od ul. Obrońców Helu czyli niedaleko pętli autobusowej na Osiedlu Europejskim. Smutne, iż tak zasłużona, a jednocześnie tak haniebnie potraktowana przez komunistyczne władze (jako jedyna ze wszystkich obrońców Westerplatte) osoba nie została w sposób bardziej godny uhonorowana. Ale i tak dobrze, iż po latach zapomnienia została w ostatnich latach „wskrzeszona” – między innymi znajduje się na monecie dwuzłotowej wydanej z okazji 70 rocznicy Września 1939 przez NBP. Pora przedstawić mjr Słabego – urodził się w Przemyślu 9 grudnia 1905 r., w latach szkolnych związany był ze sportem i harcerstwem, wspólnie z rodzeństwem brał udział w wojnie z bolszewikami w 1920 r., w 1933 r. ukończył medycynę na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, a dwa lata później został powołany do wojska. Na Westerplatte trafił latem 1939 r., zostając w stopniu kapitana szefem służby zdrowia i zakładając izbę szpitalną. Zapisał wspaniałą kartę podczas wrześniowych walk o czym świadczą m. in. wypowiedzi ich uczestników, zamieszczone w wielokrotnie wydawanej książce Zbigniewa Flisowskiego pt. „Westerplatte”: „(...)Korzystając z pobytu w koszarach zajrzałem do wszystkich pomieszczeń. To, co zobaczyłem, przeszło moje oczekiwania. Ranni leżeli z powodu braku miejsc na noszach, gdzie tylko się dało. (...)Sam widok stanu rannych odbierał co najmniej połowę pozostałej jeszcze siły woli i odporności. Nasunęło mi się pytanie: “Jak długo będą mogli tak żyć?” Lekarz, kapitan Słaby, dokonywał wprost cudów. O zachowaniu higieny przy operacjach nie można było w ogóle marzyć.” „(...)Kapitan Słaby, choć zrównoważony, był zrozpaczony, gdyż ranni wołali o pomoc, a on nie miał żadnych narzędzi chirurgicznych, a nawet bandaże zostały zniszczone. Podchodził więc do rannych i pocieszał ich jak umiał. Pamiętam jednego rannego, któremu pocisk wyrwał szczękę oraz uszkodził szyję. (...)Kapitan Słaby, widząc przerażenie żołnierza i chcąc go uspokoić, podtrzymał go. W oczach kapitana dostrzegłem łzy; dziwne to były łzy w oczach żołnierza, lekarza. Były to łzy bezradności. Wiedział bowiem, jako lekarz, że w innych warunkach nawet takie rany nie byłyby tak groźne jak tu, w tym piekle.” „(...)Początkowo kapitan dr Słaby dokonał pierwszego opatrunku , dysponując tylko zawartością apteczki polowej (stół operacyjny i narzędzia chirurgiczne znajdowały się w wagonie zatrzymanym przez Niemców pod koniec sierpnia 1939 r.). Z braku odpowiednich narzędzi chirurgicznych używał nawet osobistych rzeczy, jak np. maleńkich nożyczek, które zastosował jako rodzaj spinacza do rozerwanych mięśni. Wszystkie te prowizoryczne zabezpieczenia z wielkim zainteresowaniem wyjmowali i oglądali lekarze niemieccy, kiedy 7 września przewieziono mnie do szpitala w Gdańsku.”
|